Długo myślałem nad zdjęciem, bannerem, zjawiskiem, które będzie witało webowiczów, potencjalnych czytelników „BUfffO”. Atrakcyjnie, choć zdecydowanie bardziej symbolicznie. Tyle fotek zrobiłem przez dekady. Wśród nich jest cała sesja z głównymi bohaterami „BUfffO”, która wydatnie wzbogaciła publikację książkową. Mam nadzieję, że zobaczycie je nie raz…
Wybrałem fotografię, która dosłownie zmaterializowała roloholizm, główną ideę „BUfffO”. Wprost, bez zbędnych dopowiedzeń, jak ważny fragment DNA książki. A powstała ona – jak zwykle – przez zupełny przypadek. Kończyliśmy wizytę w Pradze i weszliśmy do sklepiku z ichniejszym krecikiem we wszelkich możliwych formatach. Duży krecik z łopatą, średni z rumiankiem (słynne „chamomile”), a mały w samochodzie. I gdzieś z tyłu, na ścianie wisiały marionetki. Nieme, samotne, bezbronne. A może bezmyślne, jak w wierszu Norwida. A wśród nich Charlie. Kiedy przepuściłem zdjęcie przez mój ulubiony filtr fotograficzny, czyli algorytm Floyda-Steinberga, to wesołek wszech czasów stał się śmiertelnie poważny. Jakby nagle wrócił do roli „Dyktatora”. A może to dyktator z durnym wąsikiem przebrał się za Charliego na tym zdjęciu? Choć wygląda tak niewinnie, delikatnie, nawet ludzko… Jak w wierszu, też o fotografii, który Szymborska poświęciła małemu Adolfowi…